Był ciemny mglisty wieczór. Na pustkowiu wylądował wielki, ciemny statek kosmiczny. Kształtem nie przypominał niczego, co można opisać. Był spłaszczoną kulą, ale jednocześnie wyglądał jak kwadrat. Nagle coś zaklekotało i powoli otworzył się właz. Ze środka biło jasne światło, po chwili zasłonięte przez jakąś postać. Pojawiły się też schodki, po których dziwna osoba zeszła na ląd.
- I pomyśleć, że to kiedyś był Księżyc – westchnęła postać. – I gdzie ja mam tu odnaleĽć księżniczkę? – powolny obrót ujawnił, że to ładna dziewczyna, jednakże twarz przybysz wciąż był zasłonięta włosami. Przy wyjściu pojawiła się druga osoba.
- Hmmm… – rozejrzała się. – Nie wygląda to zbyt różowo. Wręcz czarno… Jesteś pewna, o pani, że to tu?
- Tak, jestem pewna. Co stało się z tą całą ludnością?
- Również chciałbym to wiedzieć. Ale, o pani, może ktoś już ich uprzedził o naszym przybyciu.
- Kto? – kobieta obróciła się ze złością. W świetle zaiskrzyły się głębokie, czarne oczy pałające chęcią mordu. – Jak śmiesz tak mówić? Nikt o tym nie wiedział!
- Ależ…
- Cicho! Skoro ich nie ma, znaczy, że nie żyje też Serenity!
- Z może wszyscy są tam? – obok pierwszej postaci ukazała się druga wskazując palcem na Ziemię.
- Możliwe. – dziewczyna uśmiechnęła się nikle. – Więc teraz wylądujemy tam i nikt nie stanie nam na drodze! – ciszę przerwał jej głośny i straszny śmiech.
- Tak jest, wasza wysokość! – odkrzyknęły 2 głosy i szybko zniknęły w środku pojazdu.
- Teraz księżniczko zapłacisz mi za śmierć Galaxii. – czarnooka ruszyła do środka. – I to słono. – dodała ciszej i weszła do środka.
Za nią cicho zamknął się właz i pojazd wyruszył w niedługą podróż na Ziemię – prosto do Tokio, miejsca zamieszkania wielkiej ilości ludzi…